piątek, 14 października 2016

Od Akimitsu c.d Dream

Zimne podmuchy jesiennego wiatru przeczesywały moją sierść, gdy truchtałem brzegiem lasu, by rozgrzać organizm po mokrej i zimnej nocy, którą spędziłem pod krzakiem jałowca. Roślina była niczym dar z niebios. Nadal było wilgotno, ale przynajmniej woda nie spływała po mnie strugami, a gęste gałęzie chroniły przed mroźnym powietrzem i jako tako pomagały utrzymać ciepło. Niestety, wraz z nadejściem świtu musiałem ruszyć tyłek z miejsca i poszukać jakiegoś jedzenia. I tak znalazłem się tutaj. Uniosłem pysk ku górze, węsząc w powietrzu. Niestety, wyczuwałem jedynie woń mokrej ziemi, gnijącej ściółki, roślin i obcych psów, które musiały tędy jakiś czas temu przechodzić. Zaraz, zaraz ... psy? Zastrzygłem uszami, jakbym spodziewał się usłyszeć cudze szczekanie i dźwięk łap odbijających się od miękkiej ziemi, a moje spojrzenie ze zdwojoną czujnością omiotło okolicę, zawieszając się na kilka chwil na gęstych zaroślach, które stanowiły by idealne miejsce do zasadzki. Byłem jednak sam. Nawet ptaki i wiewiórki nie chciały dotrzymywać mi towarzystwa, a jedynym słyszalnym dźwiękiem był szum drzew i chrobotanie jakiejś zagubionej myszki. Rozluźniłem się odrobinę, choć moje mięśnie nadal były napięte - gotowe na atak bądź unik. Z lekko uniesioną sierścią na karku, zacząłem węszyć w poszukiwaniu psiej woni. Nie było to zbyt trudne, gdyż psy musiały przechodzić tędy dość często, w dodatku znacząc przy okazji teren. Zmarszczyłem nos i odsunąłem się lekko w tył. Wyglądało to na granicę, która dość jasno mówiła iż przekroczenie jej nie skończy się najlepiej dla intruza. A ja bez wątpienia nim byłem.
Chwilę stałem z wzrokiem wbitym w las, po czym przekroczyłem granicę. Po kręgosłupie przebiegł mi zimny dreszcz, a mięśnie mimowolnie spięły się, gdy znalazłem się na cudzym terenie. Nie wiedziałem czego spodziewać się po tutejszych mieszkańcach, a choć w głębi duszy liczyłem na to, że nie okażą się typami, którzy mordują każdego za przekroczenie granicy, nie spodziewałem się ciepłego przyjęcia. Pewnie jeszcze kilka tygodni temu najzwyczajniej w świecie przeniósł bym się jak najdalej od obcej sfory, nie chcąc mieć z nią nic wspólnego. Teraz jednak samotność zaczęła mi coraz bardziej dokuczać, a życie na własną łapę była ciężkie i nieprzyjemne, w dodatku moje myśli powoli zaczynały obracać się wokół najbardziej podstawowych potrzeb - jedzenia, wody, miejsca do spania i potrzeb fizjologicznych. Nie byłem małym szczeniaczkiem, by nie poradzić sobie samemu, ale co mi z życia jak jakiś dzikus? Już teraz moje mięśnie są napięte do granic możliwości gdy czuję woń psa z przed kilku dni. Aż strach pomyśleć, do czego może to doprowadzić. Lekkim, trochę nerwowym truchtem przemierzałem obcy teren, strzygąc uszami na każdy podejrzany szelest. Droga mijała mi jak dotąd bez większych przeszkód. Może trafiłem na jakiś rzadko uczęszczany teren, który wielu psom wydaje się zbyt mało atrakcyjny by spędzić tu więcej czasu niż to konieczne? Powoli zacząłem się rozluźniać, gdy nagle las zrobił się rzadszy, a ja wybiegłem na polankę. Mimowolnie skuliłem uszy, a napięcie znów rozlało się na całym moim ciele. Zwolniłem kroku, stąpając bardziej ostrożnie i możliwie jak najciszej. Musiałem wyglądać podejrzanie ... albo żałośnie, jak zagubione dzikie zwierzątko, które nie wie gdzie jest i co ma ze sobą zrobić. Nagle moje nozdrza zaatakował zapach psa, a w mojej głowie zapaliły się czerwone lampki ostrzegawcze i zawyły syreny alarmowe. Zatrzymałem się w pół kroku i spojrzałem w kierunku z którego dochodził zapach. Szybkie spojrzenie wystarczyło bym miał mniej więcej jasny obraz obcego. A raczej obcej, która wyglądała na border collie o umaszczeniu blue merle z typową dla tej rasy lekką budową. Nieznajoma tak jak ja zatrzymała się w pół kroku, gdy zdała sobie sprawę, że ją zauważyłem. Przez dłuższą chwilę mierzyliśmy się wzrokiem z dość niewygodnej do obserwacjo odległości, gdyż nie mogłem nawet stwierdzić jaki suczka ma kolor oczu.
No, to twoja szansa. Może nie rzuci ci się do gardła.
Powoli zacząłem iść w jej stronę. Musiałem wyglądać jak ktoś kto podchodzi do czegoś niebezpiecznego, co w każdej chwili może go zabić lub dotkliwie zranić. Mimo to nie trąciło ode mnie strachem, a jedynie dużą ilością nieufności i ostrożności. Uszy przykleiłem do czaszki, a sierść wzdłuż kręgosłupa była zjeżona do tego stopnia iż można było by wziąć ją za kolce albo pas dłuższych włosów. Borderka zdawała się cierpliwie czekać aż do niej podejdę. Może bała się, że jak wykona gwałtowny ruch albo się odezwie to ucieknę? Gdy dzieliły nas jakieś trzy - cztery metry zatrzymałem się i nerwowo machnąłem ogonem.
- Witaj. - jej głos był cichy i łagodny. - Szukasz czegoś? Bo widzisz, jesteś na terenach sfory Danger Death. - powiedziała, wbijając we mnie spojrzenie niebieskich oczu, które było łagodne i nieufne jednocześnie. Nerwowo zastrzygłem uchem, utrzymując kontakt wzrokowy.
- Właśnie jej szukam. - odpowiedziałem głosem zachrypniętym od długiego milczenia w dni, gdy nie miałem się do kogo odezwać. Teraz powinno być już z górki ... no właśnie, p o w i n n o.

<Dream?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz