poniedziałek, 7 listopada 2016

Od Saby c.d Andrew'a

Gdy chłopak odszedł, ja jeszcze siedziałam na murku nie zbyt wiedząc, co zrobić z tym workiem pieniędzy. Pierwszy pomysł bł taki, żeby to oddać. Ale po pierwsze, to nie ja ukradłam i skąd mogę wiedzieć, że oni to zrobili? Po drugie, nie wiem nawet komu. A jeśli oddam to policji, zamkną mnie za kradzież, a sami wszystko zapewne sobie wezmą. Trzeci powód był taki, że nie mogłam zmarnować tak pięknej okazji, dlatego też schowałam przedmiot pod bluzę i wróciłam do swojego domu.
Schowałam pieniądze, zabrawszy sobie trochę. Wyszłam z domu i skierowałam się do sklepu, gdzie kupiłam nowy telefon i trochę jedzenia. Po powrocie ogarnęłam przedmiot, pochowałam rzeczy do szafek i lodówki. Dzisiaj nie poszłam na tereny Danger Dead. Gdy tylko zawładnął mną sen, postanowiłam zostać w domu i tutaj się przespać.

Stanęliśmy na przeciwko siebie. Tylko ja i on. Sami na polu. Jeden cel - walka. Na śmierć i życie? Być może. Jeśli wpierw on nie ucieknie, bo ja nie mam zamiaru się poddać. Przygotowałam się. Byłam w stu procentach gotowy, tak jak on. Wiatr był po mojej stronie. Stanęłam w odpowiedniej pozycji, po czym zmarszczyłam czoło.
- Gotowy? - zapytałam.
Skinął głową. Obydwoje ruszyliśmy w tym samym momencie odbijając się tylnymi łapami od ziemi. Skoczył na mnie, ale ja zrobiłam szybki unik. Tym samym chciałam go uderzyć tylnymi łapami, jednak on odskoczył. Ruszyłam na niego biegiem, a gdy wylądowałam na nim, chwilę się zataczaliśmy po błocie, aż mnie nie ugryzł w szyję. Cicho zaskowytałam, po czym uderzyłam go pazurami po mordzie, tym samym zostawiając ślad na jego policzku. Puścił mnie, a ja go kopnęłam tylnymi łapami. Uderzył plecami o kamień, jednak się nie poddał. Skoczył na mnie, a ja przyjęłam jego atak. Otwarłam pysk i przejechałam kłami po jego twarzy, odgryzając tym samym część jego ucha. Usłyszałam cichy jęk bólu, a następnie sam go poczułam na przedniej łapie. Wgryzł mi się w nią, a ja byłam zmuszony drugą wydłubać mu oko, a następnie ugryźć go w szyję. Puścił mnie. Chwyciłam go za fraki i rzuciłam nim o drzewo. Usłyszałam chrupnięcie kości. Zaczęłam biec za nim, jednak łapa mi w tym przeszkadzała. Wgryzł się głęboko, jeśli nie tknął kości. On sam zaś zaczął uciekać, chociaż z trudem. Przywalił głową o drzewo i teraz biegł, jakby był po alkoholu. Wiedziałam, że to nie był koniec...

Gdy się obudziłam, od razu się ogarnęłam i ruszyłam na tereny sfory. Pod postacią psa wbiegłam w las i przypadkowo znalazłam Andrew'a. Podeszłam do niego i opowiedziałam mu, co zrobiłam z pieniędzmi.

<Andrew?>

niedziela, 6 listopada 2016

Od Andrew'a c.d Saby

Oboje wpadli w łapy śmiechu.
- Masz jakieś pomysły co zrobić z tą górą szmalu? - zapytał chłopak.
- Nie wiem. Ciekawe czy oni kogoś nie okradli...
- A czy to ważne?
- Raczej tak, chyba najlepiej było by je zwrócić...
- Rób jak chcesz. - tu spojrzał na swój zegarek. - Muszę już iść, mam coś ważnego do załatwienia, wybacz.
- Nie no, spoko.
Andrew odszedł w ciemne uliczki. Nie szedł długo, bo za chwilę dołączył do niego Poeta.
- Nie śpieszyłeś się dzisiaj tak bardzo...
- Nie mam po co, dzisiaj też raczej nie mamy co liczyć na akcję. - odparł Black.
Dwoje mężczyzn dotarło do znajomego baru, przed nim czekał na czarno ubrany facet z psem.
http://www.banzaj.pl/pictures/roznosci/odjechane/mezczyzna_z_psem_atrakcyjniejszy/mezczyzna_z_psem_07.jpg
- Bite, kope lat, co? - przywitał się ze śmiechem Andy.
- Jakoś nie łapie Twojego entuzjazmu, Black... - zadrwił z niego męszczyzna, a pies tylko charknął. Nie był to zwykły pies, był bratem Bite'a, jednak bez zdolności zmiany w człowieka.
- Kazbek zwęszył dzisiaj jakieś psy z gangu Dead'a. Ciężko powiedzieć co robiły, ale one na naszym terenie nie nigdy nic dobrego nie zrobiły...
- Kiedy wyruszamy? - w końcu odezwał się Poeta.
- Jutro rano chcę mieć informacje o ich położeniu. Weźcie ze sobą Miriam.
- Ta jest.
Wszyscy się rozeszli.
Andrew spokojnie spacerował po Lesie Danger Dead pod postacią psa. Nudziło mu się, więc kiedy zobaczył znajomą, natychmiast do niej podbiegł.
- Jak Ci minął dzień? - zapytała na powitanie.
- Wiesz... włóczyłem się z kumplami. - skamlał.- A ty?

<Saba?>

sobota, 5 listopada 2016

Od Saby c.d Andrew'a

Dzień się zapowiadał nudno, także tajemniczy worek meneli od razu przyciągnął moją uwagę. Podeszłam do nich z pytaniem, co tam mają. Oczywiście jak mogłam się spodziewać grzecznej i kulturowej odpowiedzi? Eh... Nagle się wystraszyli i uciekli zostawiając worek. Nie wiedziałam o co chodzi, gdy się odwróciłam, nieco się wzdrygnęłam.
- Nie strasz mnie – zaśmiałam się gdy dotarł do mnie fakt, że to jego się wystraszyli. Ciekawe dlaczego. Przecież nie wygląda jak jakiś sadysta, nie ma na sobie krwi. Dla mnie jest normalny. Pewnie za dużo wypili i mieli jakieś zwisy. 
Andrew tylko się uśmiechnął. Odwróciłam się i kucnęłam, aby podnieść worek. Gdy to zrobiłam, usiadłam z chłopakiem na murku, który znajdował się obok nas. 
- Jak myślisz, co tu jest? - zapytałam odwiązując sznurek.
- Hm... Może pieniądze? - odparł. 
Uśmiechnęłam się delikatnie. Gdy w końcu udało mi się odwiązać biały sznurek otworzyłam worek. Jakie bo moje zdziwienie, gdy okazało się, że to były papierki. Papierkowe pieniądze... 
Obydwoje wybałuszyliśmy oczy ze zdziwienia, a ja się zaczęłam śmiać.
- Wróżbita Maciej się znalazł – zażartowałam kładąc worek między nami. 

<Andrew?>

Od Noela c.d Layli

Tak przyzwyczaił się do bólu, że właściwie nie zwracał uwagi na chłodny wiatr smagający jego grzbiet pokryty nieznośnymi, ropiejącymi strupami. Znów wydał ostatnie pieniążki na alkohol w jakimś zapyziałym barze, więc w mieście nie miał już co robić. Aż do następnej wypłaty zasiłku dla bezrobotnych. Teraz szedł młodym lasem, nie wiedząc gdzie się podziać. Ale coś podobnego, przygoda sama stanęłam mu na drodze! Kątem oka zerknął na rasową sukę. Oczywiście, że ją rozpoznał. Tą niezbyt kulturalną dziewczynę, której gdzieś się spieszyło. I ona także go zidentyfikowała, widział to po jej zaciekawionych ślepiach. Nie był dobrym psychologiem, ale dostrzegł, że coś musiało ją wzburzyć.
- Dzień dobry - rzucił żartobliwie, choć taka forma przywitania w ogóle do niego nie pasowała.
W gruncie rzeczy chyba miał ochotę się zdrzemnąć, ale skoro już zagadnął samicę, nie wypadało odchodzić.

Layla?

piątek, 4 listopada 2016

Od Poety c.d Shadow

Dosłownie w jednej milisekundzie osoba stojąca za psem doznała obrażenia z nagłego ruchu psa. Dopiero gdy zobaczył z kim ma do czynienia opuścił nastroszoną sierść i przyjrzał się jej uważnie.
- Co tu robisz? - zapytał zimno i agresywnie.
- Szukam sfory.
- I?
- I chcę tak jakby dołączyć...
- HooDoo znajduje się w swojej jaskini, kilka kroków w prawo... I nie zachodź mnie od tylu proszę.
Suczka odeszła, a Poeta wskoczył na pobliskie drzewo i ułożył się do drzemki, nocne akcje strasznie go wykończyły. Nie zasnoł jednak spokojnym snem, tak jak chciał. Już za chwilę pojawiła się Shadow.
- HooDoo nie mógł mnie oprowadzić, więc przydzielił mnie dla Ciebie.
- No dobrze... To co chcesz najpierw zobaczyć? Większość chce najpierw zdobyć jaskinie, więc może od tego zaczniemy?

<Shadow? Wybacz, mam mały bark weny ;-; >

Od Andrew'a c.d Saby

- Nie wiem... Nie liczę - przyznał spokojnie męszczyzna.
- Jak to?
- Normalnie, robiłem je bez zwracania uwagi na ilość.
- Aha...
Znów nastała niezręczna cisza, która wręcz nudziła Andrew'a. Potrzeba było mu wrażeń.
- Wiesz co... Zamiast siedzieć tu w domu, chodźmy na miasto.
- Niech będzie. - widać było, że Saba również się nudziła.
We dwoje szybkim krokiem wyszli "na miasto". Rozglądali się po uliczkach i ogólnie nudzili się. Ulice miasta były tego dnia wyjątkowo spokojne, ale jak pewnie wiadomo to dopiero cisza przed burzą. Andrew usiadł obok fontanny i popijał zakupioną wcześniej kawę. Po prostu ten dzień zapowiadał się choler*nie nudno. Saba uważnie obserwowała okolicę i z ciekawskim połyskiem w oku spoglądała na żuli, którzy trzymali coś w worku. Szybkim krokiem zbliżyła się do nich.
- Co macie? - zapytała.
- A co Cię to!? - zawarczał jeden jak pies. Wtem za Saby wyrósł Andy i od razu żule uciekły porzucając worek.

<Saaaabaaaa ;-; boże jaki brak weny ;-; ?>

Porządek bloga!

Ze sfory zostają usunięci:
Aron, Akimitsu, Hunter, Ozuye
 Jest mi przykro, że te postacie nie pisały opowiadań, ani nie wchodziły jakoś specjalnie na sforę, mają szansę powrotu. W celu jakichkolwiek nieporozumień, błędów proszę o kontakt na poczcie howrse, doggi bądź gmail.
Wszystkich innych proszę o napisanie chociaż jednego opowiadania, tak aby wszystko mogło być na swoim miejscu.
Wiadomości: 
Do sfory zostają dodane monety oraz sklep! (w budowie)
~ Admin 

wtorek, 1 listopada 2016

Od Saby - Halloween

Halloween, co to takiego? Amerykańskie święto, gdzie dzieciaki przebierają się za potwory i chodzą od drzwi do drzwi prosząc o cukierki. W tym mieście to też się obchodzi, a ja miałam zamiar z tego skorzystać. Po za tym tak się umaluję, że nikt nie pozna.
Najpierw zajęłam się ubraniami. Znalazłam czarną za dużą koszulkę i tego samego koloru spodenki do kolan. Chwyciłam nożyczki w dłoń i zaczęłam przypadkowo je rozcinać, aż wyszedł mi zamierzany wygląd. Jednak pod spód musiała ubrać czarną koszulkę na ramiączkach, aby nie było mi widać stanika, gołego brzucha i pleców. Na nogi nałożyłam zwykły czarne tenisówki i krótkie czarne skarpetki. Potem zajęłam się twarzą. Najpierw użyłam bardzo jasnego podkładu, aby moja cera dorównywała trupowi. Następnie użyłam czarnej kredki i zaczęłam wyznaczać wszelkie kontury, a te większe miejsca pomalowałam czarną farbą do twarzy. Kredką zaznaczyłam niektóre miejsca, aby nie rozmazać i dodać świetny efekt. Białą kredką dodałam zęby, a następnie dorysowałam na szyi kręgi, jako kręgosłup, podkreślając obojczyki.



Gdy końcowy efekt mnie zadowolił, natapirowałam włosy, a potem chwyciłam koszyk i wyszłam z domu. Zaczęłam od swojej dzielnicy.
- Cukierek albo psikus! - mówiłam z radością.
Przemierzałam prawie całe miasto, nie opuszczając ani jednego domu. Z czasem dołączyli do mnie inni, można powiedzieć, że znalazłam znajomych, ale na krótko. Gdy dzień, a raczej noc dobiegał końca, ja wylądowałam przy jakimś starym domu przy lesie. Mogłam go porównać do takich z horrorów, ale w rzeczywistości otworzyła mi bardzo miła staruszka. Akurat miała iść na przystanek. Może i nie dała mi cukierków, ale sama powinnam już wracać do domu i także musiała iść na przystanek. Poszłyśmy tam razem. Okazało się, że z łatwością mogłam znaleźć wspólny język ze starszą panią, co mi się spodobało.
Na przystanku nie było nikogo, a on sam był położony w miejscu odludnym. Nigdzie nie było żadnego domu, budynku, czy nawet samochodu. Sprawdziłam rozkład autobusów. Mój miał przyjechać za pół godziny, także miałam jeszcze dużo czasu. Niestety po paru minutach przed nami pojawiła się trójka mężczyzn. Najpierw oczy im zaświeciły, a potem ukazali się z uciętymi głowami w dłoniach. Musiałam przyznać, że się przeraziłam, ale jednak stanęłam przed staruszką, aby nic jej nie zrobili. Zaczynali podchodzić. Jednej miał metalową rurę, drugi kij bejsbolowy, a trzeci nóż. Przełknęłam gulę w gardle i kazał im się wynosić. Jeśli co do czego dojdzie, albo zginę, albo zdążę ich zagryźć jako pies. Na szczęście zobaczyłam światło, co oznaczało, że autobus jechał. Zdziwiłam się, że tak szybko. Zaczęłam machać ręką, aby się zatrzymał, podczas gdy oni się wycofali i zniknęli. Już miałam nadzieję na spokojny koniec, jednak autokar odjechał nie zatrzymując się. To mnie całkowicie zniszczyło od środka. Po paru sekundach oni znowu się pojawili. Byłam już gotowa do walki, obiecując kobiecie, że nic jej się nie stanie. Ona jednak kazała mi być spokojną i się nie odwracać. Nie rozumiałam dlaczego. Miałam zamknąć oczy i nie patrzeć. Zgodziłam się, bo w jej oczach dostrzegłam jakiś błysk. Skinęłam głową. Stanęłam znowu tyłem do niej, a oni jakby zniknęli. Spokój wrócił do połowy, a gdy zamknęłam oczy, zaczęłam się bać. Po jakimś czasie słyszałam dziwne dźwięki, jakby ryk jakiegoś potwora. Krzyk ludzie i łamania kości. Z oczy pociekło mi parę łez i zamarłam ze strachu. Te odgłosy mnie zamroziły. Krzyki, piski, błagania o litość i... ten ryk... Niczego nie rozumiałam. O co tu chodziło? Ale jednak nie potrafiłam otworzyć oczu, aż w końcu nie usłyszałam jadącego samochodu. Otworzyłam oczy i pomachałam ręką. Gdy się odwróciłam, kobieta siedziała w tym samym miejscu co wcześniej, a oni... zniknęli. Została tylko krew. Jednak o nic nie pytałam, tylko pożegnałam się ze staruszką i wróciłam do siebie.

KONIEC

A co się stało na prawdę? Babcia nie była zwykłym człowiekiem, a krew nie wzięła się znikąd...
>Klik<